czwartek, 13 kwietnia 2017

Lumea Prestige BRI956 - po 3 zabiegach

Jestem właśnie tuż po 3 zabiegu, więc można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się już z Lumeą na dobre. Tak jak obiecałam, wracam z moimi wrażeniami!
- Korzystanie z Lumei jest banalnie proste i intuicyjne. Największym problemem dla mnie jest zapamiętanie, które obszary ciała już się potraktowało jej światłem. Tu z pomocą przychodzi biała kredka do oczu - możemy bezkarnie zaznaczać na nodze (albo gdzie indziej) miejsca, gdzie już "strzeliliśmy" światłem.
- Na początku miałam problem z pieprzykami, które należy omijać. Na ręce musiałam slalomy wykonywać, co było denerwujące. Z pomocą przyszła ekspertka marki Philips, która poinformowała mnie, że pieprzyki można zamalować białą kredką i wtedy nie są one narażone na negatywne skutki światła oraz nie trzeba ich omijać.
- Zabiegi są ekspresowe - moje obawy o czas zabiegu okazały się nieuzasadnione. Jest porównywalny z depilacją, jeśli nie krótszy. Nie będę was przekonywać o wyższości Lumei nad depilatorem, bo ta jest oczywista - zabiegi są bezbolesne, ciche (można używać w trakcie ulubionego serialu!), no i efekty są dłuższe :)

Pewnie właśnie te efekty najbardziej was interesują, więc teraz trochę o nich. Po pierwszym zabiegu zaobserwowałam, że włoski są delikatnie słabsze i  gdzieniegdzie miałam łyse placki, jednak było ich niewiele. Po drugim zabiegu było wręcz przeciwnie - sporo łysych placków, a gdzieniegdzie rosły jeszcze włoski,  pewnie tam, gdzie nie trafiłam dokładnie światłem.
Na pełne efekty powinnam jeszcze poczekać 2 tygodnie, ale już mogę powiedzieć - TO DZIAŁA!
Pomału zapominam o wrastających włoskach, suchej skórze, no i o goleniu :)
W tym roku wakacje będą wyjątkowo przyjemne! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz i opinię.